Wyszukiwanie

Polecamy strony

Licznik

Liczba wyświetleń:
17843558

Statystyki

stat4u

ks. Marek Studenski


Dom, który wychowuje


Konferencja dla rodziców i wychowawców z okazji II Tygodnia Wychowania




W  jednym  ze swoich  listów  pasterskich  arcybiskup  Lwowa, św. Józef Bilczewski nawiązuje  do sytuacji z  dziejów starożytnej Grecji. W  obliczu rozkładu moralnegoi upadku cywilizacji greckiej zebrali się mędrcy ateńscy, by zastanawiać się, co zrobić, by  powstrzymać  ten  zgubny  proces.  Zebrani  po  kolei  wypowiadali  swoje  zdanie, podając  recepty  na  uzdrowienie  trudnej  sytuacji.  Kiedy  już  wszyscy  zabrali  głos, 


zauważyli, że jeden z nich wciąż milczy. Zapytany dlaczego się nie odzywa, bez słowa podszedł na środek, wyjął zepsuty, nadgniły owoc i z całej siły cisnął nim o posadzkę. Owoc rozpadł się na kawałki, ale pośród nich widać było pestki. Wszyscy zrozumieli symboliczną  wymowę tego  gestu.  Choć  owoc  był  zepsuty  i  do  niczego się  już  nie nadawał, pestki były wciąż zdrowe i zdolne do wzrostu. „Społeczeństwo Aten uległo zepsuciu,  lecz szansa  tkwi  w  młodym  pokoleniu.  Trzeba  je  uchronić  przed złemi rozpocząć wszystko od nowa. Jeszcze nie jest za późno” – to właśnie chciał powiedzieć mędrzec grecki uciekając się dotego wymownego gestu.


Wezwanie „Wszyscy zacznijmy wychowywać” towarzyszyło nam, kiedy rok temu rozpoczęliśmy w naszej Ojczyźnie przeżywanie I Tygodnia Wychowania. Dziś pragniemy iść krok dalej i zapytać: „Wychowywać – ale jak?”. W jaki sposób skutecznie pomóc dzieciom  i  młodzieży  w  ich  drodze  ku  dorosłemu  życiu?  Na  co  położyć  naciskw podejmowanych dziś wysiłkachwychowawczych? Jakich błędów się wystrzegać?




1. Aby dom był domem


Przeżywamy  rok  duszpasterski,  w  którym  towarzyszy  nam  hasło  „Kościół naszym  domem”.  Przesłanie  zacytowanego motta  jest  zrozumiałe. Chodzi  o to,by wszyscy, którzy tworzą Kościół czuli się w nim, jak w domu. Słowo „dom” budzi pozytywne skojarzenia, przywodząc na myśl to co, w życiu człowiekanajpiękniejsze – mówi o poczuciu bezpieczeństwa, radości, pokoju serca. Trzeba jednak mieć świadomość, że choć hasło to jest oczywiste, gdy patrzy się na niew sposób obiektywny, to jednak dla niektórych osób, w tym także dla wielu dzieci pozytywne skojarzenia z pojęciem domu mogą pochodzić jedynie ze sfery marzeń. 


Jednym z wielkich problemów niszczących nasze polskie rodziny wciąż jeszcze jest  alkoholizm.  Zranienia  z  okresu  dzieciństwa  spowodowane  alkoholizmem jednego  lub  obojga  rodziców są  bardzo  trudne  do  wyleczenia.  Pomyślmy  jak głębokie muszą być zranienia osoby, która tak wspomina swojego ojca:  Jak trudno jest wytworzyć sobie obraz najważniejszego w życiu człowieka, który ma dwa jakże różne oblicza. Nie wiadomo,  czy po przyjściu do domu spotka się osobę, do którejmożna iść z każdym problemem czy zmartwieniem, od której otrzyma się dobre słowoi mądrą radę – ojca trzeźwego, czy też spotka się chodzącą od okna do okna mamę, która stara się nie pokazać dzieciom, że coś jest nie tak, której trzęsą się ręce, gdypodaje obiad, ale pyta z uśmiechem: „Co było dzisiaj w szkole?”. A my, starając się nie poruszać tematu tabu, także udajemy, że nic się nie dzieje. A tak naprawdę czekamy, czy nie zadzwoni telefon (wypadek) albo czyjaś zniecierpliwiona żona („weźcie tego pijaka!”), a może dodrzwi zapuka kolega i powie: „Twój tata leży w parku pod krzakiem, niech go ktoś podniesie. 


Dziecko, któremu przychodzi żyć i rozwijać się w rodzinie alkoholowej próbuje jakoś  radzić  sobie  ze  swymi  problemami.  Wciela  się  w  różne  role  – „dziecka maskotki” – które jest wzywane, kiedy przychodzą goście i tata (albo mama) chcą się  nim  pochwalić  przed  znajomymi; „dziecka  –  bohatera” –  które  stale  musi zasługiwać na to, by być kochane, albo „dziecka we mgle” – zaszytego w kątku, zasklepionego  w  swym  świecie  ze  swymi  problemami  i  niewidzialnego  dla domowników.Według danych Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, w Polsce żyje około 4 miliony dzieci, których rodzice nadużywają alkoholu  i  około  1,5  miliona  dzieci  alkoholików.  Obarczone  konsekwencjami alkoholizmu  ojca  lub matki „dorosłe  dzieci  alkoholików” (DDA) mogą stanowić nawet około 40% dorosłych Polaków.


Alarmujące  są  też  wyniki  badań  dotyczących  spożywani  alkoholu  przez młodzież.  Napoje  alkoholowe  są  najbardziej  rozpowszechnioną  substancją psychoaktywną w tej grupie wiekowej. W roku 2003 zrealizowano w Polsce kolejną edycję badań ankietowych w ramach Europejskiego Programu Badań Szkolnych na Temat Alkoholu i Innych Narkotyków – ESPAD.  Do picia napojów alkoholowych przyznało się ponad 92% uczniów III  klas gimnazjalnych  i ponad 96% uczniówII klas szkół średnich.  Do upicia się w czasie ostatniego roku przyznało się niemal 50% piętnastolatków (58% chłopców i 40% dziewcząt) i ponad 65% siedemnastolatków (74% chłopców i 54% dziewcząt). Na miesiąc przed badaniami upił się co trzeci 15/16–letni chłopiec (38,1%) i co piąta 15/16–letnia dziewczynka (26,5 %).


Wobec  tak  rozpowszechnionego  problemu  nie  można  przejść  obojętnie. Dzieci  wychowujące  się  w  rodzinach  z  problemem  alkoholowym  potrzebują fachowej  pomocy  i  terapii.  Trzeba  również  zadbać  o  działania  profilaktyczne zmierzające do powstrzymania groźnego zjawiska sięgania po środkipsychoaktywne przez młodzież. Nie można mówić dziś o wychowaniu pomijając problem,  który,  jak się  wydaje,  jest przyczyną  wielu  porażek  wychowawczychw rodzinie i szkole.




Innym, ważnym problemem  wychowawczym, którego nie wolno dziś lekceważyć są uzależnienia od mediów  elektronicznych  – telewizji,  komputera, internetu,  gier  elektronicznych  czy  nawet telefonu  komórkowego. W  jednej  ze szkół podstawowych miała miejsce bardzo znamienna sytuacja. Wychowawczyni klasy w rozmowie z mamą, którą poproszono o przyjście do szkoły ze względu na zaobserwowane  problemy  jej  dziecka,  zwróciła  uwagę,  że  od  pewnego  czasu chłopak w znaczący sposób obniżył swoje wyniki, co znajduje swoje odzwierciedlenie w coraz słabszych stopniach. Matka wyjaśniła, że nie zaobserwowała, by jej syn w ostatnim czasie mniej się uczył – wręcz przeciwnie, bardzo często przebywa przy  biurku  i  pracuje. Wychowawczyni  otrzymała  jednak  obietnicę,  że  rodzice zwrócą baczniejszą uwagę na przygotowanie się  ich syna do  lekcji. W  kolejnej 


rozmowie  z  nauczycielką  matka  podziękowała  jednak  za  uwrażliwienie  jej  na problem wykorzystania czasu przez dziecko. Okazało się bowiem, że choć chłopiec siedział przy biurku i z zewnątrz wszystko wyglądało, jak dawniej, nie poświęcał czasu na naukę, ale na bezproduktywne korzystanie z internetu. Rodzice zakupili synowi komputer, który stał się jego własnością i nie przypuszczali, że z tym może wiązać się przyczyna spadku jego osiągnięć w nauce.  Jeszcze  niedawno  rodzice,  których  pociecha  zamiast  biegać  na  podwórku, siedziała przy biurku, mogli być raczej spokojni. Dziś, jak widać, potrzebna jest wnikliwsza  diagnoza.  Świat  wkrada się  do  naszych  domów  już  nie tylko  przez ekrany  odbiorników  telewizyjnych,  ale  przez  interaktywny  Internet,  któryw skrajnych wypadkach potrafi wessać wszystkie siły życiowe młodego człowieka. 


Znakomicie ukazał to film Jana Komasy „Sala samobójców”, który powinien stać się „lekturą obowiązkową”każdego rodzica i wychowawcy. 


Żeby mieć świadomość, czym żyją dzieci i by móc na czas zdiagnozować ich problemy, ważne jest towarzyszenie im i poświęcanie im czasu. 


Czas,  jaki  rodzice  od  najwcześniejszych  lat  poświęcają  swym  dzieciom, procentuje w  całym ich życiu - poprzez młodość, aż do późnej starości. Nic nie zastąpi kochających ojca i matki, zapewniających dziecku najpierw zaspokojenie potrzeby  bezpieczeństwa,  a  potem  wspierających  je  stopniowo  w  drodzeku dojrzałości.  W dniu 2  czerwca 2012 r. w mediolańskim Parku Bresso Ojciec Święty  Benedykt  XVI  odpowiadał  na  pytania  zadawane  mu  przez  małżeństwai  dzieci  z  całego  świata  uczestniczące  w  VII  Światowym  Spotkaniu  Rodzin. 


Wzruszająca była odpowiedź Papieża udzielona dziecku – małej Wietnamce Cat Tien,  która  zapytała  o  rodzinę  Benedykta  XVI  z  czasów  jego  dzieciństwa. Jak  wspaniałe  musiało  być  życie  rodzinne  państwa  Ratzingerów, skoro  Papież wspominał swoje  lata  dziecięce,  porównując  do  nich stan,  w  jakim  znajdą się zbawieni w niebie. Warto w całości przytoczyć refleksję Ojca Świętego, bo sama


w  sobie  stanowi  ona  wspaniałą  konferencję  na  temat  życia  rodzinnego,  nie wymagającą żadnego dodatkowego komentarza: Pytasz więc jakie mamwspomnienia z mojej rodziny: byłoby ich tak wiele! Chciałem tylko powiedzieć kilka rzeczy.  Zasadniczą  sprawą  dla  nas  jako  rodziny  zawsze  była  niedziela.  Niedziela zaczynała się już jednak w sobotę po południu. Ojciec czytał nam niedzielne teksty liturgiczne z bardzo w tym czasie popularnej w Niemczech książki, gdzie były one także wyjaśniane. Tak rozpoczęła się niedziela: już wchodziliśmy w liturgię w atmosferze radości. Następnego dnia szliśmy na Mszę św. Nasz domy był blisko Salzburga, a więc mieliśmy dużo muzyki - Mozart, Schubert, Haydn - i kiedy rozpoczynało się „Kyrie” - jakby otwierało się niebo. A potemw domu ważny był oczywiście wielki wspólny obiad. Następnie  razem  wiele  śpiewaliśmy.  Mój  brat  jest  świetnym  muzykiem.  Już  jako chłopiec  komponował  różne  utwory  dla  nas  wszystkich,  a  cała  rodzina śpiewała.Mój tato grał na  cytrze  i śpiewał.  Są to niezapomniane  chwile.  Potem, oczywiście, 


wspólnie  podróżowaliśmy,  odbywaliśmy  długie  spacery.  Mieszkaliśmy  blisko  lasui spacery  po  lesie  były  czymś  pięknym:  przygody,  gry  i tak  dalej. Jednym słowem, byliśmy jednego serca i jednej myśli, z wieloma wspólnymi doświadczeniami, nawetw czasach bardzo trudnych, gdyż był to czas wojny, a wcześniej dyktatura, później zaś bieda. Ale była między nami ta wzajemna miłość, silna była radość również z powodu rzeczy prostych. Tak że mogliśmy wytrzymać i pokonać także i te rzeczy. Wydaje mi się, że  było  to  bardzo  ważne,  że  nawet małe rzeczy  dawały radość,  bo  w  ten sposób wyrażało się  serce  drugiej  osoby.  Dorastaliśmy  tak  w  przekonaniu,  że  warto  być człowiekiem, bo widzieliśmy, że dobroć Boga znajdowała odzwierciedlenie w rodzicach i rodzeństwie. I, prawdę mówiąc, gdy próbuję sobie wyobrazić, trochę „jak 


to będzie w raju”, to zawsze odczuwam, że troszkę tak, jak w czasie mojej młodości, mojego  dzieciństwa.  Tak więc w tej  atmosferze  zaufania, radości  i miłości byliśmy szczęśliwi i myślę, że w niebie powinno być podobnie, jak za czasów mojej młodości. W  tym sensie  mam  nadzieję,  że  pójdę  „do  domu”  przechodząc  na  „drugą stronę świata."(KAI, 02.06.2012)




2. Aby świat był domem


Zostałem kiedyś poproszony o wygłoszenie krótkiej konferencji o wychowaniu w  czasie  jednej  z wywiadówek. Temat prelekcji dotyczył  kształtowania  empatiii  wrażliwości  na  potrzeby  drugiego  człowieka.  Kiedy zacząłem  podawać argumenty  przemawiające  za  koniecznością  podejmowania  działań  w  tym zakresie, zobaczyłem  podniesioną w górę rękę jednej z mam. Byłem przekonany, że  słuchaczka  pragnie  coś  dodać,  uzupełniając  moją  wypowiedź  albo  zadać pytanie. Tymczasem usłyszałem z ust uczestniczki prelekcji zarzut: „Proszę księdza, czy ksiądz zdaje sobie sprawę z tego, co mówi? Przecież życie to wyścig szczurów. 


Liczy się siła  przebicia.  Zwycięża  ten,  kto  jest silniejszy,  kto  ma  więcej sprytu. Kiedy nauczymy nasze  dzieci,  że  mają  być wrażliwe, ustępować  innym, unieszczęśliwimy  je  na  całe  życie,  bo  świat  je  zadepcze”.  W  tym  momencie uświadomiłem sobie, jak bardzo w dzisiejszym świecie zmienił się sposób myślenia i  wartościowania.  To,  o  czym  mówiłem  wydawało  mi  się  oczywiste  i  nie spodziewałem się,  że  ktoś  może  mieć  inne  zdanie.  Okazuje się,  że  nawet  tak, wydawałoby się oczywiste wartości, jak szacunek i miłość bliźniego, liczenie sięz drugim człowiekiem, umiejętność współczucia i spieszenia innym z pomocą – mogą  zostać poddane w wątpliwość.  Niestety, to właśnie rodzice jako pierwsi doświadczają cierpkich lub słodkich skutków swej pracy wychowawczej. Z okazji odebrania nagrody Nobla w dniu 11 grudnia 1979 r. bł. Matka Teresa z Kalkuty wygłosiła w Oslo piękne przemówienie, w  którym powiedziała między  innymi: Nigdy nie zapomnę chwili, gdy odwiedziłam dom, w którym trzymano wszystkichtychstarych rodziców, rodziców dzieci, które oto umieściły ich w tego rodzaju instytucjii, być może, zapomniały o nich. Znalazłam się tam i zobaczyłam, że w owym domu mają wszystko, piękne rzeczy - ale wszyscy spoglądali w kierunku drzwi. Nie ujrzałam tam choćby jednej osoby, która miałaby uśmiech na twarzy. Zwróciłam się do siostryz pytaniem: „Jak to możliwe? Jak to możliwe, ludzie mają tutaj wszystko, dlaczego spoglądają w stronę drzwi, dlaczego się nie uśmiechają?" Zazwyczaj widuję uśmiechu naszych ludzi, uśmiechają się nawet umierający. Odrzekła mi: „Tak się dzieje prawie co dzień, oni czekają, mają nadzieję, że syn albo córka przyjdzie do nich w odwiedziny. Cierpią, bo o nichzapomniano. 


Jakże ważnym zadaniem stojącym przed wszystkimi rodzicami i wychowawcami,  jest  budzenie w sercach  dzieci  i młodzieży miłości  do  drugiego  człowieka. Właśnie w związku z tym celem wychowania tak istotne jest, by młode serca nie były  zimnie  i  nieczule.  Wiele  racji  ma  przedwojenny  pedagog  niemieckiF.W. Foerster, który pisze: Nic nie pomoże np. kazanie na temat miłości bliźniego, jeśli wychowanek  wcale  nie  wie,  czego  potrzebuje bliźni,  jeśli  nie  jest  zdolny  do postawienia się na miejscu innych dusz... Gdzie indziej  ten sam Autor rozwija tę myśl: (...) gdy[człowiek dobrze wychowany] rozmawia z nieszczęśliwymi, słowa jego są balsamem, nigdy nie dotyka bolesnych ran; gdy rozmawia ze służącymi, to nie daje poznać po tonie, że są zależni; w rozmowie z ludźmi innego wyznania wystrzega się usilnie urażania ichw tem, co uważają za święte. Ale takimi stać się mogą tylko ludzie, którzy  zaprawiali się  od  lat  najmłodszych  w  dochodzeniu  do  zrozumienia,  co  ich bliźnich cieszy lub zasmuca.


Współczesny  kontekst  kulturowy  nie  ułatwia  rodzicom  i  wychowawcom realizacji  tego  o  czym  teraz  mówimy.  Znakomitą  diagnozę  naszych  czasów postawił bł. Jan Paweł II w przemówieniu wygłoszonym w roku 2000 na Górze Błogosławieństw: Wy, młodzi ludzie, zrozumiecie motyw, dla którego jest potrzebna ta zmiana serca! Jesteście bowiem świadomi także innego głosu w was samych i wokół was: głosu przeciwnego. Tengłos mówi: „błogosławieni pyszni i brutalni, ci którzy dążą do sukcesu  za  wszelką  cenę,  którzy  nie  mają  skrupułów,  są  pozbawieni  litości, bezwstydni, którzy dążą do wojny zamiast do pokoju i którzy prześladują tych, którzy stanowią przeszkodę na ich drodze”. Ten głos wydaje się mieć sens w świecie, w którym często brutalni jakby triumfują, a bezwstydni cieszą się powodzeniem. „Tak”, mówi głos zła – „cisą zwycięzcami, ci są prawdziwie błogosławieni i szczęśliwi!


Victor Frankl, austriacki uczony, psychiatra i neurolog, twórca tzw. logoterapii, w książce pt. „Człowiek w poszukiwaniu sensu”wspomina wydarzenie, które miało miejsce w jego życiu  bezpośrednio przed drugą wojną światową i zaważyło na jego  przyszłości.  Mając  już  pewien  dorobek  naukowy,  został  wezwany  do konsulatu  Stanów  Zjednoczonych  w  Wiedniu,  ponieważ  przyznano  mu  wizę wjazdową do USA. Z jednej strony bardzo się ucieszył, bo dla osoby żydowskiego pochodzenia  wyjazd  do  Ameryki  w  kontekście  prześladowań  rasistowskichi przeczuwanej bliskiej już wojny oznaczał prawdziwe wybawienie. Myślał nie tyleo sobie, ile o tym, co już osiągnął jako naukowiec. Jego teoria logoterapii okazała się skutecznym sposobom pomocy ludziom, którzy utracili sens życia i nie chciał, żeby te osiągnięcia  zostały  zaprzepaszczone. Z drugiej jednak strony, martwił się,  co stanie  się  z  jego  rodzicami.  Miał  świadomość,  że  mogą  znaleźć  się  w  obozie koncentracyjnym  albo  zginąć.  Nie  chciał  opuszczać  ich  w  takiej  sytuacji. Zastanawiał się, co zrobić, prosił nawet o znak z nieba.  W podjęciu decyzji pomogło wydarzenie,  które  on  sam  opisuje  w  następujący sposób:  Pewnego  dnia zauważyłem leżący na stole kawałek marmuru. Kiedy zapytałem ojca, skąd się tam 


wziął, odparł,  że  znalazł go w miejscu, gdzie narodowi socjaliści spalili największą wiedeńską synagogę. Zabrał go ze sobą do domu, ponieważ był to fragment tablicy z dziesięcioma przykazaniami. Na marmurze wyryta była  złocona hebrajska litera; ojciec wyjaśnił mi, że symbolizuje ona jedno z przykazań. Natychmiast zapytałem: - Które? On  zaś  odparł:  -  Czcij  ojca swego  i  matkę  twoją,  abyś  długo  żył  na  ziemi. W tej samej chwili postanowiłem pozostać razem  z moimi rodzicami, na tej ziemi,i zapomnieć o amerykańskiej wizie. Uczony przeżył wojnę, choć spędził ją w czterech kolejnych obozach zagłady. Zmarł w roku 1997 w wieku 92 lat. Jednym z przesłań jego teorii jest twierdzenie, że utracony sens życia, człowiek może odzyskać między innymi poprzez miłość bliźniego.


Coraz częściej zwraca się dziś uwagę na podporządkowanie instytucji wychowawczych i edukacyjnych ekonomii, a nawet mówi się otwarcie o uzależnieniu edukacji od biznesu. Sfera biznesowa ma swoje plany i postulaty pod adresem edukacji  związane  z  przygotowaniem  dla  gospodarki  odpowiedniej  ilości wykwalifikowanych pracowników. Uczestnicy tzw. Europejskiego Okrągłego Stołu przemysłowców podkreślili w 1998r r., że  „dostarczanie edukacji stanowi okazję dla rynku i tak  powinno być traktowane".  Przypomnijmy znane słowa bł. Jana Pawła II: W wychowaniu bowiem chodzi właśnie o to, ażeby człowiek stawał się coraz bardziej 


człowiekiem - o to, ażeby bardziej „był”, a nie tylko więcej „miał” - aby więc poprzez wszystko, co „ma”, co „posiada”, umiał bardziej i pełniej być człowiekiem - to znaczy, ażeby również  umiał  bardziej „być” nie tylko  z „drugimi”,  ale także  i „dla  drugich. (Jan Paweł II, Przemówienie wygłoszone 2 czerwca 1980 roku w UNESCO)


Tymczasem współczesny świat często żyje według hasła: „Mam, więc jestem”. 


Ale i ono nie do końca opisuje dzisiejszą rzeczywistość. Dziś często nie wystarcza już kategoria: „Mam więc jestem”, gdyż od „mieć”jeszcze ważniejsze staje się „jawić się”. W jednej z radiowych reklam pewnej marki samochodu syn prosi swego ojca, żeby kupił wreszcie porządny samochód, by nie musiał wstydzić się podjeżdżaćz  tatą  pod  szkołę.  Wsłuchując  się  w  taki  sposób  argumentacji  można  mieć wątpliwości,  czy bohater reklamy  za niedługo nie  zacznie się wstydzić również swego ojca, a nie tylko jego samochodu.


Młodzi  ludzie  są  z  natury  wrażliwi  na  potrzeby  innych  i  mają  potrzebę bezinteresownej  pomocy  drugiemu  człowiekowi,  o  czym  świadczy  wielkie zainteresowanie  wolontariatem  i  liczny  udział  młodzieży  w  różnych  akcjach charytatywnych.  Nie  gaśmy  tego  zapału  i  pomóżmy  wychowankom  rozwijaćw sercach miłość wobec bliźnich,  co wymaga nieraz pójścia pod prąd naszych czasów, w których, jak się wydaje, świat coraz mniej jest domem.




3. Kościół naszym domem


Nie można było lepiej ująć hasła obecnego roku liturgicznego. Myślę, że wyraża ono osobiste pragnienie wielu rodziców, którzy chcieliby, żeby Kościół był dla ich dzieci  prawdziwym  domem.  Nawiązaliśmy  już  do  refleksji  Ojca  Świętego Benedykta  XVI,  który  w  czasie  ostatniego  Światowego  Spotkania  Rodzin w Mediolanie, sprowokowany przez małą Wietnamkę przeniósł się myślą i sercem do swego  domu  rodzinnego.  Wiemy  również sporo  z  na  temat  niełatwych, ale szczęśliwych, bo wypełnionych miłością ojca i przedwcześnie zmarłej matki lat dzieciństwa i młodości bł.  Jana Pawła II. Nawiązując do nich ks. Sławomir Oder 


ujawnia nieco mniej znany fakt z dzieciństwa przyszłego papieża: „…w momencie porodu, 18 maja 1920 roku, jego matka poprosiła akuszerkę o otworzenie okna, by pierwsze dźwięki wykrzyczane przez noworodka dołączyły do śpiewu na  cześć Maryi  dochodzącego  z  pobliskiej  parafii,  w  której  trwało  akurat  wieczorne nabożeństwo”. Karol  Wojtyła  cieszył  się  obecnością  matki  jedynie  w  ciągu dziewięciu  pierwszych  lat  życia.  Zapamiętał  ją  jednak  bardzo  dobrze,  o  czym świadczy chociażby wiersz, jej dedykowany, w którym pisze między innymi:


Nad Twoją białą mogiłą


cisza jasna promienieje,


jakby w górę coś wznosiło,


jakby krzepiło nadzieję.


Wymowny  opis  pierwszych  chwil  życia małego  Karola  i  dalsza  historia  jego dzieciństwa i młodości wiele mówi o akcentach,  jakie postawili  Emilia i Karol Wojtyłowie w wychowaniu swych synów.  


Jak sprawić,  by  dzieci  rozwinęły  w swych sercach miłość  Boga  i  pokochały Kościół?  Patrząc  na  życie  obydwu  ostatnich  papieży,  analizując  życiorysy  ludzi świętych  i prawdziwie wierzących  dochodzimy do  jednej odpowiedzi: Nie ma innej drogi  prowadzącej do rozwoju wiary w sercu dziecka, jak tylko droga poprzez świadectwo. W  czasie  liturgii  wigilii  paschalnej  do  świątyni  wchodzi  procesja,a w niej wnoszony jest płonący paschał. Wierni ze świecami w rękach podchodząi  zapalają  je  od  płomienia  woskowej  kolumny.  Na  tym  właśnie  polega  istota wychowania, także wychowania w wierze. Serce dziecka zapala się od tego, czym płoną serca jego rodziców. Wiara małego  dziecka – jest „współwiarą” z  wiarą jego rodziców. 


Znamienne jest świadectwo Tomasza Mertona dotyczące przeżytej przez niego wewnętrznej przemiany. Amerykańskie trapista wiąże swe głębokie nawróceniez osobą swego ojca: Siedziałem w moim pokoju. Była noc. Paliło się światło. Nagle wydało mi się,  że ojciec -  zmarły  już od przeszło roku -  jest  ze mną. Poczucie  jego obecności było tak żywe, rzeczywiste i zaskakujące, jak gdyby położył rękę na moim ramieniu, albo przemówił do mnie. Całe to wrażenie minęło błyskawicznie, ale w tym jednym błysku ujrzałem natychmiast całą nędzę i całe zepsucie mojej własnej duszy. (...) I myślę że dopiero po raz pierwszy w życiu zacząłem się modlić - nie wargami ani intelektem, ani wyobraźnią, ale modlitwą wydobywającą się z samych korzeni mojego życia i mojej istoty, modlitwą doBoga, którego dotychczas nie znałem. (…) W związku z tym wylałem wiele łez, co mi dobrze zrobiło, i przez cały ten czas, mimo że utraciłemjuż to pierwsze, żywe poczucie obecności ojca w moim pokoju, myślałem jednak o nimi  modląc  się  do  Boga  przemawiałem  także  i  do  niego,  jak  gdyby  był  rodzajem 


pośrednika międzynami.


Ten  dokładny,  plastyczny  wręcz  opis  chwili  o  decydującym  znaczeniu  dla życiowej przemiany Tomasza Mertona, w której tak ważną rolę odegrał nieżyjący już jego ojciec, pozwala uchwycić związek pomiędzy atmosferą domu rodzinnego a rozwojem wiary w sercu dziecka. Obecność  rodziców,  czas  jaki  poświęcają  dziecku,  miłość,  jaką  je  obdarzająi autentyczne świadectwo ich życia i wiary – to przedstawiony w skrócie, najlepszyi niezawodny program wychowawczy – program domu, który wychowuje. 


 

 [1]  2  » 

Powrót

Nasza świątynia

Wirtualny spacer po świątyni

Zapraszamy do wirtualnego spaceru po naszej świątyni

KLIKNIJ

 

Telefony kontaktowe

Ksiądz dyżurny

609 384 320 

Kancelaria (w godzinach otwarcia)

884 884 320

Ksiądz kapelan szpitala

790 554 308 

Ksiądz proboszcz 

 533 288 635

Pan Organista

 728 858 878

Pan Kościelny

 721 788 145

Święta

Piątek, III Tydzień Wielkanocny
Rok B, II
Dzień Powszedni

Zostań naszym Znajomym

Blok reklamowy